Z najwyższej góry Beskidu Wyspowego jest już tu parę relacji, żeby nie powielać za często powstała jedna z trzech wycieczek po „wyspach” Zachodu słońca oraz wschodu na Mogielicy jak również zwykłym wejściu na Śnieżnicę.
Z końcem stycznia razem z Arkiem przed 14 wyjeżdżamy z Łapanowa, po raptem 25 minutach szybkiej jazdy wioskami jesteśmy na przełęczy Rydza –Śmigłego. Szybko się przebieramy i w godzinę czasu w pięknym słońcu i mroźnej temperaturze wchodzimy na wieże widokową. Wieje nieziemsko ,ale zamiast herbaty udaje mi się wypić smacznego harnasia. Po ponad godzinnym oczekiwaniu zaczyna się spektakl. Mgły unoszące się nad okolica doskonale oddają nazwę tego Beskidu. Panorama na 360 stopni robi wrażenie. Po wszystkim jeszcze podbiegamy na pobliską polanę, aby dokończyć działa focenia. Jeszcze tylko zejście z czołówkami i przed 18 siedzimy w domu. Wycieczka szybka i fajna –kosztowała jednak tydzień L4.
Kolejny raz Mogielica i kolejny raz nie spodziewana akcja. Umawiam się o 3 z Mankiem ,jednak już od 2 nie śpię i chodzę po Tesco. Standardowo na przełęcz Rydza –Śmigłego (moim zdaniem najszybsze wejście) Idzie się fatalnie ,niema już śniegu jak ostatnio ,są za to oblodzone odcinki drogi ,które ciężko ominąć. Wschód nie jest jakiś okazały bo przyszły chmury efekt psuła mała ilość śniegu, ale jak na nie planowaną i spontaniczną wycieczkę było ok. Na szczycie wypijamy Mogielicki Etos Mocny i żółtym szlakiem schodzimy w stronę auta. Jeszcze asfaltem 25 minut i tak na 9 jesteśmy znowu w Krakowie.
Brzydka pogoda to trzeba mając okazję zrobić coś „bez widoków” mam na rozpisze Szczebel ,Lubogoszcz i inne góry ,gdzie poza wysiłkiem niczego nie dostaniesz w zamian. Taką była też Śnieżnica. Z wykorzystaniem wyciągu (7zł) do góry ,cała pętla zajęła mi 1,40h .Nie wchodziłem do niby schroniska pod Śnieżnicą ,bo wyglądało z daleka jak jakaś sekta ,a 2 pingwiny mnie odstraszyły.
To na pewno nie koniec „wyspiarskich” wycieczek
„…..udaje mi się wypić smacznego harnasia.”
Bój się Boga!!! 😦
jak się niema co się lubi… 🙂
Jak zwykle Gekony nie zawodzą. Gratulacje za samozaparcie, żeby wstawać o tak koszmarnej porze 😉 Podoba mi się też błotna poezja beskidzkich szlaków…