Feeds:
Wpisy
Komentarze

Posts Tagged ‘gerlach’

Nie ma to jak wyjechać w góry o północy po 4 godzinach snu, taszczyć plecaki i line ze szpejem, na mrozie przez ciemny las by po trzech godzinach zamarzać na zimnym piździdle podczas wschodu słońca. Nie ma jak się przekonać przy pięknej pogodzie i uzbrojeniu się, że zmrożony śnieg jest ch.. i w końcu nie ma jak od Tanapu usłyszeć miłe  „Ahoj, chodnik od 1.11 jest zamknięty, najlepiej zejść na dół”.

Przynajmniej piwo mieliśmy…

(więcej…)

Read Full Post »

O szóstej rano wyjeżdżamy Madzią Puchatego w stronę Zakopanego. Plan jest taki, że jak pogoda będzie kijowa to idziemy na Polski Grzebień (2200 m n.p.m.), a jak będzie widać słońce to atakujemy coś po naszej stronie tatr. Oczywiście, że zdobywaliśmy przełęcz na Słowacji. Koniec czerwca, a pogoda jak na początku marca tylko śniegu mniej. Dojeżdżamy do Tatrzańskiej Polanki, samochód zostawiamy przy głównej drodze i w składzie ja, Pilarka i Puchaty ruszamy asfaltem pod górę. Zaraz za parkiem koło poczty jest budka w której należy zabecalować za parking i wejście, a my zapomnieliśmy o ojrosach. Na nasze szczęście ruch był praktycznie zerowy i filanc urządził sobie drzemkę. Szybkim krokiem mijamy budę i idziemy dalej asfaltem. Po kilku minutach droga robi się już ciekawsza i ścieżka idzie prosto po kamieniach i tylko momentami przecina asfalt. Po ok. 20 minutach wchodzimy do lasu i dreptamy po kamyczkach dalej pod górę, czasami idzie się pod prąd wzdłuż Wielickiego Potoku, mijamy kilka kładek i na Wielickim Moście robimy sobie krótką sesję zdjęciową. Czas przejścia skróciliśmy o ¼ i dalej utrzymując tempo (które narzuciła Pilarka) zasuwamy pod górę. Puchaty zaczyna się zastanawiać kiedy się uspokoimy i zwolnimy trochę. Wychodzimy z lasu i ukazuje nam się we mgle ściana Gerlacha.

"Chodźmy na Gerlach"

(więcej…)

Read Full Post »

Krótkie podsumowanie zdobywania Wielkiej Korny Tatr w latach 2008 -2009

GEKONY

GEKONY

(więcej…)

Read Full Post »

Przed ósmą, Batyżowiecki Staw przywitał nas klasycznie, przenikliwym, zimnym piździdłem. Co najśmieszniejsze, w dolinie, ów wiatr ucichł i znowu zrobiło się gorąco. Przy wejściu w Walowy Żleb, człowiek najpierw zidentyfikowany przez chłopaków jako filanc, okazuje się lekko zagubionym słowackim turystą, który towarzyszy nam do samej przełęczy. W żlebie, opisywanym jako łatwy, początek powiedziałbym był nieco trudny

Na podejściu Walowym Żlebem

Na podejściu Walowym Żlebem

(więcej…)

Read Full Post »